Ci co mnie znają to wiedzą że straszna ze mnie narzekajka...
ale jak tu nie narzekać jak wszystko się tak nie za dobrze układa...
Walentynki od 10 lat spędzamy uroczyście, czyli jest sukienka, elegancka koszula, wino, restauracja, spacer i nawet w zeszłym roku gdy nasza Zuziolinka miała pół roku było nam cudnie w trójkę w ten dzień. A w tym roku wszystko szare, wszystkie plany legły w gruzach. Walentynki spędzamy w domu: Zuzia chora i na dodatek w potwornym humorze (uszy mi już od jej płaczu i krzyku pękają a cierpliwość się kończy), siedzimy z mężem lekko podtruci (a może o zgrozo to jakaś grupa żołądkowa była), od 3 dni potwornie boli mnie głowa i przeziębienia od 2tygodni nie mogę doleczyć to jeszcze boje się poniedziałku bo nie wiem czy Zuzka wyzdrowieje a do pracy trzeba iść...
I o ile siedzenie w domu mi nie przeszkadza to z tymi bolącymi brzuchami nawet obiadu sobie zamówić nie możemy a o lampce wina to mogę tylko pomarzyć...
Nic mnie nie pociesza ani cudne słońce za oknem; bo wyjść by się chciało, ani moje zeszłoroczne dekoracyjne serce, które dla męża zrobiłam i od roku cieszy nasze oczy w sypialni, ani mnie już nie raduje najnowsza sakiewka, którą niedawno uszyłam...
Moja sakiewka, pojemniczek jest bardzo dekoracyjna, może otulać wazon, można do niej włożyć biżuterię, owoce lub inne dekoracje stworzyć. Postanowiłam trzymać w niej zapachowe patyczki, których uzbierało się dość sporo po zużytych już zapachach...a pachną delikatnie nadal....
Jedynie co mnie pociesza w tym dołującym szarym dniu to cudne białe tulipany od męża, które mi wręczył z samego rana i myśl że za chwilę wyciągnę moje odświętne czerwone talerze, które używamy tylko w rocznice naszego ślubu i w walentynki i położę na nich kawałeczek ziemniaczka i gotowane mięso co by choć trochę odświętnie było a bolący brzuch nie cierpiał bardziej....
A....od dwóch lat w walentynki mężulas obdarowuje w ten dzień kwiatami nie tylko mnie ale również swoją najukochańszą córcię:)
to tyle użalania się
pozdrawiam
szWaczka